Crisstimm

 
registro: 14/12/2007
The more I learn about people the more I like my dachshunds
Pontos144mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 56
Último jogo

Grimbald Wspaniały (bajka)

Grimbald Wspaniały był zwyczajnym krasnoludem o imieniu Grimbald, do dnia gdy sam sobie nadał przydomek "wspaniały". I wtedy nagle okazało się, że świat jest prostszy i bogatszy zarazem, słońce świeci jaśniej, rosa nabłyszcza listki intensywniej, zęby sąsiadki Paupelli są bielsze i zdrowsze, krowy dają więcej mleka, zaś Grimbaldowa przystępniejsza i jakby odrobinę mniej szpetna się zdaje. Choć to ostatnie wątpliwe wielce i nie poparte żadnymi dowodami.
Przysiadł Grimbald tego dnia na zydelku w chałupie, skupiając się na tym, by okazać się asertywnym i dobrotliwym zarazem. Takie bowiem były ostatnie wytyczne Wielkiej Rady Ośmiu. A jak wiadomo, co ta ósemka wyimaginuje na posiedzeniach, okraszonych trunkami przednimi i żarełkiem tak dobrym, iż nie powstydziłby się sam Modest Amaro, trza rychło i bez ociągania w życie wdrażać i jeszcze przed sąsiadami udawać, że fajne to i niekiepskie.
Dobrotliwym, można jeszcze zrozumieć - pomyślał krasnolud - choć te kutafony w ósemkę trącane, dobrotliwości nie poznaliby nawet, gdyby goluśka stanęła przed całą Wielka Radą i odtańczyła taniec z gwiazdami... ale asertywnym? Ki diabeł nadał coś takiego, jak to ugryźć i jak z tym żyć? Jak żyć panie premierze?
Przewertował Grimbald (jeszcze bez wspaniałego przydomku "wspaniały") księgi prastare, odkurzywszy je przedtem porządnie i opieprzywszy swą babę, iż tego nie czyni.
- A co ja sawantka jakowaś? A poszedł mi z takimi pomysłami! Nie unoś się, Grimbaldzie zbyt mocno, bo ciśnienie ci skoczy na tętnicach obwodowych i oskoma zaleje. Pozbieraj se, kochanieńki, karteczki i fiszki, co z ksiąg powypadały i d... głowy nie zawracaj damom w porze wczesnego popołudnia. Mam w planach nocne skubanie gęsi z koleżankami, więc na obmiatanie zbutwiałych wolumenów brak miejsca w moim grafiku.
To rzekłszy poszła ogolić nogi, bo choć brzydka była, to dbała o siebie i wszelakie nowinki kosmetyczne migiem w życie osobiste wprowadzała.
Grimbald pozostał sam na sam, ze swą długą, zmierzwioną brodą, posępnymi myślami oraz problemem asertywności. Wsunął koniuszek zarostu do ust, bo słyszał, że czynność taka, dobrze na skupienie robi, zmełł trzy wyszukane i jedno pospolite przekleństwa pod nosem, odchrząknął, przytupnął i... nazwał się Wspaniałym.
I tu trzeba przyznać, że choć z tym przydomkiem nie do końca w dziesiątkę trafił, zrobił ogromny krok do przodu w dziedzinie asertywności.
- Precz z manipulacjami Wielkiej Rady Ośmiu - od razu, jak na zawołanie, zaczęły mu do głowy przychodzić myśli bezwzględnie wielkie i rewolucyjne, by wprost nie rzec - genialne.
- Precz z wyzyskiem szarej masy krasnoludów i ustanowieniem dożywotnio przypisanych ról - w tej koncepcji nie do końca wiedział, o co chodzi, ale podobała mu się i nawet postanowił ją zanotować, lecz jak na złość w chałupie brakło piór i inkaustu.
- Jutro - powiedział sobie - jutro to niezwłocznie uczynię, gdy tylko Grimbaldowa przyniesie z nocnej imprezki piór tyle, że i cały piórnik się uzbiera. A inkaust... pożyczy się od sąsiadów.
Przed oczami stanęła mu sąsiadka Paupella, jej białe zęby, błyszczące oczy i ponętne (choć nieogolone, bo niewiasta owa konserwatywna i do tradycji przywiązana była) nogi. Znów przygryzł brodę i przytupnął raz jeszcze, tym razem mocniej i jakoś tak, bardziej wspaniale .
- Precz z monogamią! - wykrzyknął rozochocony, tu jednak natychmiast połapał się, że przegiął na maksa, a konsekwencje nadejdą lada chwila.
- Co mówiłeś? - Grimbaldowa stanęła w drzwiach. Ubrana była do wyjścia, na głowę założyła odświętną chustkę, haftowaną w wymierające jednorożce i dziewice, przyodziała bogato zdobiony serdak, a spódnicę podkasała wysoko, by idąc przez wieś zadawać szyku dokładnie wydepilowanymi łydkami.
- A nic serdeńko... takie tam myśli... choć niejeden rzekłby, że wspaniałe, do głowy mi przychodzą.
- Wspaniałe? Czyli znów dobrałeś się do okowitki, co ją za kredensem schowałam na czas swawolny, weselny i jakże odległy. Utrapienie z tobą, spieszę się jednak, by koleżanki nie sprzątnęły mi co tłustszych gąsek do skubania więc konsekwencji nie poniesiesz ad hoc. Pogadamy, gdy wrócę, pogadamy...
Odwróciła się z godnością, błyskając wydepilowanymi łydkami i wyszła z podniesioną głową i uśmiechem wyższości na ustach.
- Czasu jeszcze kupa, zanim wróci... A tymczasem... Jak dobrze być Wspaniałym - pomyślał Grimbald, gdy tylko zamknęła drzwi - i myśli wielkie do głowy przychodzą i świat stoi otworem (no może niezupełnie, ale małym otworkiem na pewno) a i informacja o schowanej okowitce spada, niczym dar z nieba.
Tak podbudowany krasnolud odszukał za kredensem gorzałkę, wykrzyknął swoje "precz" jeszcze ze trzy razy (by zapamiętać i móc unieść się honorem odmawiając korzystania z piór żony), przytupnął, poprzysiągł gromkim głosem nie przepuścić sąsiadce Paupelli, a nawet... a nawet przemknęła mu wywrotowa myśl, by zostać Dziewiątym. Tu sięgnął bram nieba wspaniałości. Wykrzyknął: Vive la liberté! Oszołomiony, dodał : A la révolution!
Nikt nie zaprotestował, nikt nie podniósł głosu i pijany szczęściem Grimbald wykrzyknął:
Vive le silence, bordel!
Przeczuwałem, że jestem wspaniały, ale aż tak, żeby umiem po francusku... - wyjąkał krasnolud biorąc długi łyk okowitki. Łzy stanęły mu w oczach. Sami powiedzcie - jeden przydomek, a ile zmienił! Żal tylko, że wpadł na to tak późno i kawał swego życia przeżył cichutko u boku żony.
Łzy popłynęły strugą obfitą i przyschły na policzkach steranego wspaniałością krasnoluda.
Biedny Grimbald, zasypiając nawet nie przeczuwał, że po nawet najcudowniejszej nocy przychodzi poranek, gdy połowica staje na progu, kac łupie pod czaszką, piękna Paupella wciąż niezdobyta, ni w ząb nie umie się po francusku, a na polecenia by "posprzątać ten chlew" brak wystarczającej asertywności. Przychodzi bowiem czas, że nawet najwspanialszy przydomek ni rusz nie pomaga, a wydepilowane łydki świecą po oczach niczym supernova.