Dziwak_jakich_mało

 
registro: 20/01/2015
Bób, hummus, włoszczyzna.
Pontos142mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 58
Último jogo

"Kogo na czarną listę PiS? Łukaszewicza i Barcisia!". Tak Jerzy Zelnik doniósł na kolegów popierających PO

Jeżeli ktoś dalej twierdzi, że ewentualne rządy PIS-u to naprawa państwa i powrót do normalności, to proponuję przeczytanie poniższych artykułów. Taką właśnie perspektywę  - trochę z faszyzmu, trochę z komunizmu - mamy przed sobą. 

Z Bogiem ;)

"Kogo na czarną listę PiS? Łukaszewicza i Barcisia!". Tak Jerzy Zelnik doniósł na kolegów popierających PO

Radiowy żart Kuby Wojewódzkiego ujawnił, że mentor PiS Jerzy Zelnik jest gotów pomagać w tworzeniu czarnych list przeciwników partii Jarosława Kaczyńskiego.
Radiowy żart Kuby Wojewódzkiego ujawnił, że mentor PiS Jerzy Zelnik jest gotów pomagać w tworzeniu czarnych list przeciwników partii Jarosława Kaczyńskiego. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Wydawało się, że kapowanie znajomych i współpracowników, by przypodobać się władzy to coś, o czym będziemy jedynie czytać w podręcznikach historycznych i wspomnieniach tych, którzy musieli przeżyć II wojnę światową i PRL. Mentor Prawa i Sprawiedliwości Jerzy Zelnik udowodnił niestety, że te czasy chyba właśnie wracają... W radiowym "wkręcie" Kuby Wojewódzkiego legendarny aktor udowodnił, że bez skrupułów jest w stanie pomóc w tworzeniu czarnej listy kolegów będących zwolennikami PO.

Audycje, w których prezenterzy dzwonią do kogoś, by go wkręcić to radiowe hity. Zwykle są sporą dawką śmiechu, ale inaczej stało się z żartem, który Kuba Wojewódzki na antenie "Rock Radia" chciał zrobić aktorowi Jerzemu Zelnikowi. Otrzymał on z rozgłośni telefon, w którym jeden z prezenterów wcielił się w rolę kogoś z nowej ekipy kroczącej po władzę, kto chciał od popierającego Prawo i Sprawiedliwość aktora pomocy w stworzeniu listy "takich, którzy na prezydenta Dudę, jak jeszcze nie był prezydentem źle się wyrażali"
– Kto taki mógłby trafić na naszą czarną listę – dopytywano Jerzego Zelnika. A ten bez najmniejszych oporów zaczął wymieniać nazwiska. – A ci, rozumiem... – stwierdził. I pierwszego na czarną listę nowej władzy wytypował prezesa ZASP-u Olgierda Łukaszewicza. Szybko Jerzy Zelnik zreflektował się jednak, że tego kolegi po fachu nie da się ukarać z poparcie dla PO odesłaniem ze sceny, bo na emeryturze już jest.

Wtedy jednak Jerzy Zelnik przypomniał sobie o kimś, kto negatywnym nastawieniem do Prawa i Sprawiedliwości, oraz prezydenta Andrzeja Dudy jeszcze bardziej zalazł mu za skórę. – Zaraz jak on się nazywa...? Artur Barciś! (...) On miał takie wypowiedzi "anty" bardziej. Bardziej był za prezydentem Komorowskim – doniósł artysta. Całe nagranie tej kuriozalnej rozmowy możecie znaleźć pod tym linkiem.

"Ta rozmowa obnażyła coś potwornego, co mówi więcej niż wszelkie deklaracje polityczne, niż ten szajs polityczny lejący się przed wyborami z mediów" – skomentowała w emocjonalnym felietonie Karolina Korwin-Piotrowska. "Gdy żart radiowy obnaży ludzkiego skur..." - komentują jeszcze ostrzej internauci na Wykop.pl.


Dno i wodorosty

Karolina Korwin Piotrowskadziennikarka i prezenterka telewizyjna

Zadzwoniono z Rock Radia do Jerzego Zelnika i zapytano, kogo z kolegów, nieprawomyślnych wobec władzy PiS, wysłałby na wcześniejszą emeryturę. Padły nazwiska. Łukaszewicz i Barciś.

Artur Barciś, jeszcze przed emeryturą na którą chce wysłać go Jerzy Zelnik..., fot. screen z polskieradio.pl
Artur Barciś, jeszcze przed emeryturą na którą chce wysłać go Jerzy Zelnik..., fot. screen z polskieradio.pl
share_v1_pintrest_gray_ico.pngshare_v1_facebook_gray_ico.png

To był oczywiście żart radiowy, podpucha, zabawa na antenie. Do mnie też kiedyś dzwonili i myślałam, że to "Newsweek". Teraz jednak zrobiło się groźnie a nie zabawnie. W ramach podpuchy zadzwoniono do aktora, który w wyborach prezydenckich był ostentacyjnie w obozie Andrzeja Dudy i od lat popiera PiS. Dziennikarze podali się za ważny prezydencki urząd z pytaniem, kogo ze swych kolegów Jerzy Zelnik wytypowałby na wcześniejszą emeryturę. Powód: nieprawomyślność i krytykowanie Prezydenta Andrzeja Dudy.

REKLAMA

Najpierw pada nazwisko Olgierda Łukaszewicza, prezesa ZASP. Ale po chwili Zelnik jednak namyśla się i mówi, że on już jest w wieku emerytalnym. Potem najpierw musi sobie nazwisko "kolegi" przypomnieć, dziennikarz/urzędnik z "Kancelarii Prezydenta" dopytuje w tym czasie, czy aby na pewno ten, o którym myśli coś niedobrego na Dudę mówił, Zelnik przytakuje i mówi: Artur Barciś.

A potem zadowolony kończy rozmowę słowami: "Z Bogiem". Aha.

Nie chcę wchodzić w politykę, bo się brzydzę, ale to co usłyszałam, a nagranie dostępne jest w internecie (LINK:http://kazmo.home.pl/barcis/zelnik.mp3  ), przeraziło mnie. Naprawdę trudno mnie zaskoczyć, przerazić czy zszokować. Ale tutaj zamarłam. Aktor, czujący się już pewnie w obozie nowej, jak zapewne myśli a nawet jest pewien, władzy, spokojnie z namysłem wymienia nazwiska kolegów do tak zwanego odstrzału. To już nie jest zwykły radiowy wkręt. 

Rozmawiałam z Mikołajem Lizutem, szefem Rock Radia i mówił mi, jak ekipa w radiu, która też wiele przecież w swoim życiu słyszała, była w kompletnym szoku. Jak tych starych wyjadaczy absolutnie zatkało. Bo takiego zachowania się, żeby bez zająknienia się, bez najmniejszego oporu wskazać palcem potencjalnych wrogów nowej władzy, odsyłając ich na wcześniejsza emeryturę, nie spodziewali się.

Nie wiem, czy to głupota, brak inteligencji, zazdrość zawodowa czy jednak opętanie. A może jednak posunięte do granic cwaniactwo...Nie wnikam. Ani ze mnie psycholog ani tym bardziej psychiatra. Pan Zelnik kiedyś już się popisał mówiąc straszne rzeczy o dzieciach z in vitro. Pisałam o tym TU:http://wiadomosci.onet.pl/opinie/celebryta-z-wozu-politykowi-lzej-aktualizacja/wd5hjd  Ta rozmowa obnażyła coś potwornego, co mówi więcej niż wszelkie deklaracje polityczne, niż ten szajs polityczny lejący się przed wyborami z mediów.

Panu Zelnikowi, który miał to szczęście, bardzo dawno temu zagrać w kilku fajnych filmach, życzę, by się więcej raczej nie odzywał. Jest bowiem żywym dowodem na to, że niektórym aktorom powinno się, bez względu na wyznanie czy ukochaną opcję polityczną, kategorycznie albo ustawowo zabronić mówienia publicznie własnym tekstem, bo to zdecydowanie przerasta ich możliwości emocjonalne i intelektualne.

Arturowi Barcisiowi, którego bardzo lubię i cenię życzę wiele zdrowia, wielu ról i miłości widzów. No i nie zazdroszczę "kolegów". Niech się pan trzyma. Mocno, bo właśnie okazało się w niby tylko radiowym dowcipie, jakie naprawdę czasy nadchodzą.

Z Bogiem, Panie Zelnik...

P.S. Media społecznościowe jak zawsze w formie. Z samego rana 16.10 pojawił się na TT hashtag: #Zelnikdonosi, a wraz z nim takie obrazki...

#Zelnikdonosi, fot. screen z twitter
#Zelnikdonosi, fot. screen z twitter
share_v1_pintrest_gray_ico.pngshare_v1_facebook_gray_ico.png

albo takie:

AszDziennik na TT, fot. screen z twitter
AszDziennik na TT, fot. screen z twitter

źródła:
http://natemat.pl/158253,kogo-na-czarna-liste-pis-lukaszewicza-i-barcisia-tak-jerzy-zelnik-doniosl-na-kolegow-popierajacych-po

http://wiadomosci.onet.pl/opinie/dno-i-wodorosty/0kp9vh

Prof. Żylicz: PiS brnie w fałsz smoleński. Powoła nową komisję z własnymi ekspertami

Prof. Żylicz: PiS brnie w fałsz smoleński. Powoła nową komisję z własnymi ekspertami


Agnieszka Kublik
 14.10.2015 01:00
A A A Drukuj
Kraków, 10 kwietnia. Uczestnicy marszu podczas obchodów piątej rocznicy katastrofy smoleńskiej

Kraków, 10 kwietnia. Uczestnicy marszu podczas obchodów piątej rocznicy katastrofy smoleńskiej (ŁUKASZ KRAJEWSKI)

Przypominam słowa Jarosława Kaczyńskiego: członkowie komisji Millera to zaprzańcy, którzy mataczyli, żeby ukryć zbrodnię.
Rozmowa z prof. Markiem Żyliczem, ekspertem prawa lotniczego, członkiem rządowej komisji Jerzego Millera badającej katastrofę Tu-154 

AGNIESZKA KUBLIK: Beata Szydło powtarza, że nasz rząd jest winien temu, że nie powstała komisja międzynarodowa ds. katastrofy smoleńskiej. Powołuje się na katastrofę malezyjskiego samolotu, do której doszło na terenie Ukrainy. 

PROF. MAREK ŻYLICZ: Nie ma żadnych podstaw prawnych do działania komisji międzynarodowej bez zgody państwa, na którego terytorium doszło do katastrofy. Trudno oczekiwać, że dojdzie do tego bez zgody Rosji lub że Rosja się zgodzi.

Ukraina się zgodziła na przekazanie śledztwa Holendrom ze względu na narodowość większości pasażerów, ponieważ nie kontroluje terytorium Donbasu, a tam zestrzelono ten samolot. Holendrzy próbowali powołać komisję międzynarodową, co skutecznie zablokowała Rosja.

Beata Szydło mówi, że nie wie, co się stało w Smoleńsku. "Wiem jedno - państwo polskie nie zrobiło niczego, by wyjaśnić tę katastrofę". A kierownictwo PiS zapowiada, że po zmianie rządu to cywilna prokuratura podporządkowana rządowi wyjaśni prawdziwy przebieg i wskaże winnych. 

- Prokuratura - czy to cywilna, czy wojskowa - nie wyjaśni przyczyn katastrofy. Od wyjaśniania przyczyn katastrof lotniczych w cywilizowanym świecie są wyłącznie komisje ekspertów lotniczych działające według ustalonych standardów międzynarodowych.

Prokuratura szuka winnych, a komisja ekspertów - bezpośrednich i pośrednich przyczyn katastrofy. Z oświadczeń Macierewicza i innych członków PiS wynika, że w tej sprawie już nie tylko prokuratura ma być wiarygodna dla PiS, czyli podporządkowana rządowi, ale też komisja badania wypadków lotniczych ma być upolityczniona, bo ma się składać wyłącznie z ekspertów wiarygodnych dla PiS, takich, którzy nie badali katastrofy smoleńskiej. To oczywiście wykluczyłoby jej obiektywizm.

Nowy rząd powoła nową Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych? 

- Prezes Kaczyński już dawno zapowiedział specjalną ustawę smoleńską. Na jej podstawie najpewniej zostanie powołana nowa komisja, wiarygodna według nowej władzy, która będzie próbowała obalić ustalenia rządowej komisji Jerzego Millera. To wystarczy, by PiS mógł obwieścić, że Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych obala fałszywe zbrodnicze mataczenia komisji Millera.

Przypominam słowa Jarosława Kaczyńskiego: członkowie komisji Millera to zaprzańcy, którzy mataczyli, żeby ukryć zbrodnię.

W myśl międzynarodowego prawa Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych to jedyna instytucja władna do ustalania przyczyn katastrof lotniczych. I wyniki prac takiej komisji są potem oczywiście ważne dla prokuratorskiego śledztwa i ewentualnego procesu sądowego.

Ale moim zdaniem to byłoby naruszenie nie tylko prawa polskiego, ale również prawa międzynarodowego i lotniczego europejskiego. Bo komisja ma być złożona z ekspertów lotniczych o ściśle określonych kwalifikacjach lotniczo-technicznych i musi być niezależna od rządu. Ta będzie zależne od rządu, skoro ma się składać z osób dla niego wiarygodnych. I ta komisja będzie analizować hipotezy zespołu parlamentarnego Macierewicza.

Pan od dawna postuluje wznowienie prac Komisji Badania Wypadków Lotniczych właśnie po to, by zająć się hipotezami zespołu Macierewicza. 

- Tak. To był sposób na zamknięcie raz na zawsze dyskusji o wybuchach i o zamachu. Bo gdyby się KBWL z zespołem Macierewicza nie porozumiała, co jest pewne, to wtedy moglibyśmy skorzystać z pomocy Unii Europejskiej, która ma organy badające katastrofy lotnicze. Na naszą prośbę UE oddałaby nam do dyspozycji swoich ekspertów, którzy pomogliby znaleźć obiektywną prawdę.

Do tej pory żaden z ekspertów od badania katastrof w powietrzu nie zakwestionował naszych ustaleń, więc sądzę, że unijni eksperci obaliliby hipotezy pseudoekspertów Macierewicza, skompromitowali jego dowody i potwierdzili ustalenia komisji Millera. A to by uwiarygodniło jej raport.

Gdyby potem nie pojawiły się nowe dowody w sprawie katastrofy, nie byłoby powodu, by KBWL wznawiała prace. Mogłaby to zrobić, np. gdyby Rosjanie zwrócili wrak czy oryginały czarnych skrzynek. Komisja może wznowić badanie, ilekroć powstaną nowe fakty.

Teraz, po wyborach, będzie mogła? 

- Tak, bo Komisja oficjalnie nigdy nie zajęła się weryfikacją tzw. dowodów, które Macierewicz przedstawiał w corocznych raportach swojego zespołu.

Ani rząd Donalda Tuska, ani Ewy Kopacz nie zdecydował się na wznowienie prac KBWL. 

- Wielka szkoda. Proponowałem to wiele razy, po raz pierwszy trzy lata temu, obawiając się tego scenariusza, który teraz się pewnie ziści: eksperci nie rozprawili się z dowodami zespołu Macierewicza, to teraz on rozprawi się z dowodami komisji Millera. Rząd tłumaczył, że nie chce wznawiać prac, by hipotezom Macierewicza nie nadawać rangi dowodu, skoro nie zostały formalnie przedstawione KBWL.

I teraz powstanie kłamstwo smoleńskie usankcjonowane autorytetem jedynej instytucji, która ma prawo ustalać przyczyny katastrofy.

Oczywiście to kłamstwo będzie miało krótkie nogi. Po czasach rządów PiS eksperci potwierdzą prawdziwe przyczyny, które ustaliła komisja Millera. Prędzej czy później okaże się, że te macierewiczowskie ekspertyzy są nic niewarte.

Ale do tego czasu ludziom namiesza się w głowach, społeczeństwo będzie zatruwane podejrzeniami o zbrodniczy zamach, a my, członkowie komisji Millera, będziemy nazywani zaprzańcami.

I to wszystko mnie jako obywatela Polski boli. 
źródło: http://wyborcza.pl/1,75478,19019458,prof-zylicz-pis-brnie-w-falsz-smolenski-powola-nowa-komisje.html

Witajcie Raju ! I nie chcę Was straszyć, ale zobaczycie sami, że najciekawsze dopiero przed nami ! ;)

Artyści poszukiwani przez służby od ośmiu lat. Po antypisowskim performansie

Piotr Żytnicki
 12.10.2015 01:00
A A A Drukuj
Władysław Kaźmierczak i Ewa Rybska piją piwo z pisuarów w warszawskiej Królikarni. Tytuł performance'u:

Władysław Kaźmierczak i Ewa Rybska piją piwo z pisuarów w warszawskiej Królikarni. Tytuł performance'u: "Piss on PiS" (Fot. Grzegorz Borkowski)

- To, że nie można ich złapać, wynika z nieudolności wymiaru sprawiedliwości - mówi posłanka PiS Jolanta Szczypińska. - To, że są ścigani, nie mieści się w głowie - ripostuje wykładowca Akademii Sztuki. Artyści dawno wyjechali do Wielkiej Brytanii: - Jesteśmy więźniami Anglii, ale duchowo jesteśmy wolni.
Władysław Kaźmierczak i Ewa Rybska to duet znany w świecie performance'u. On od początku lat 90. kierował Bałtycką Galerią Sztuki Współczesnej w Słupsku i był działaczem Unii Wolności. Ona była jego pracownicą.

Początek XXI wieku. Kaźmierczak i Rybska podczas występów nawiązują do polityki. Na celownik biorą Kościół i prawicę. W warszawskiej Królikarni wystawiają performance "Piss on PiS" - do pisuarów wlewają piwo, które potem piją. 

Ich kłopoty zaczynają się pod koniec 2005 r., gdy PO i PiS negocjują koalicję w sejmiku pomorskim. W imieniu PiS prowadzi je posłanka ze Słupska Jolanta Szczypińska. Kilka dni przed podpisaniem umowy koalicyjnej pracownicy urzędu marszałkowskiego zaczynają w galerii kontrolę. Kwestionują służbowe delegacje Rybskiej i Kaźmierczaka, który nie zwracał się do marszałka o ich akceptację. Dyrektor twierdzi, że nie wiedział o takim obowiązku. Zwraca pieniądze.

Rozbijanie układu 

Ale to sprawy nie kończy. Szczypińska zawiadamia prokuraturę o podejrzeniu przestępstwa. Choć PO-PiS-owa koalicja w sejmiku pomorskim nie wypala, to wWarszawie rządzi już PiS, a ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym jest Zbigniew Ziobro. Szczypińska mówi w wywiadach, że Słupskiem rządzi "niezdrowy lokalny układ", który trzeba rozbić.

Na początku 2006 r. Ziobro wymienia szefa słupskiej prokuratury. Stanowisko traci prokurator Mirosław Kido. - Słupscy działacze PiS chcą najwyraźniej, by prokuratura stała się firmą usługową, w której można zamówić ściganie i ukaranie jakiejś osoby. Nie zamierzam ulegać takim naciskom - mówi na odchodne. Zastępuje go Marcin Włodarczyk z Sopotu. Gazety piszą: "Prokurator z Sopotu rozbije układ w Słupsku".

Kaźmierczak sam rezygnuje z kierowania galerią. Na pożegnanie od marszałka województwa dostaje album o cystersach. Odchodzi też Rybska. Oboje postanawiają wyemigrować do Anglii. Policja przesłuchuje ich jako świadków, prokurator nie stawia zarzutów. Dlatego Kaźmierczak przez kolejne lata będzie powtarzać, że nie uciekł z Polski.

W 2007 r. prokuratura dochodzi do wniosku, że artyści przekroczyli swoje uprawnienia i działali na szkodę galerii. Jak? Podczas 25 wyjazdów służbowych na festiwale i konkursy wystawiali także własne performance'y. Czyli tak jakby wyjeżdżali prywatnie.

Śledczy wystawiają za obojgiem list gończy, a gdy to nie daje rezultatu, proszą sąd o europejski nakaz aresztowania. Sąd się zgadza. Artyści są ścigani już w całej Europie.

List gończy za Władysławem Kaźmierczakiem

Policja w samolocie 

Kaźmierczak i Rybska nie chcą wracać do Polski. Wiedzą, że zanim zdążą cokolwiek prokuratorowi wyjaśnić, już na lotnisku zostaną aresztowani. Żadne z nich nie przyznaje się do winy. W obszernych wyjaśnieniach, które opublikowali w internecie, piszą, że istotnie, wystawiali performance'y przy okazji wyjazdów na festiwale, wystawy, spotkania z artystami. Ich pokazy trwały najwyżej 20-30 minut. W ten sposób, jak twierdzą, promowali słupską galerię. Rybska kwestionuje też samą podstawę zarzutów - prokurator uznaje ją za funkcjonariusza publicznego, a była tylko kuratorem wystaw, nie zajmowała stanowisk kierowniczych.

W 2009 r. artyści wracają samolotem z Pekinu. Polecieli tam na festiwal. Na lotnisku Heathrow do samolotu wchodzą uzbrojeni policjanci. - Are you Ewa Rybska? - pytają.

Zatrzymują artystkę, na Kaźmierczaka nie zwracają uwagi.

- Myślę, że oszczędzili mnie ze względu na stan zdrowia: byłem po zawale, miałem cukrzycę i chorobę wieńcową - powie potem Kaźmierczak.

Po zatrzymaniu - rozprawa. Sąd w Londynie nie zgadza się na wydanie Rybskiej Polsce. Artystka wychodzi na wolność. Sędzia uznał, że nie ma podstaw, by ścigać ją w imię zemsty przeciwników politycznych.

Prokuratura w Polsce uznaje, że powodem decyzji angielskiego sędziego było "niejasne tłumaczenie" nakazu aresztowania. Dokument zostaje poprawiony i ponownie puszczony w obieg. Brytyjski sąd ponownie zajmuje się nakazem i znów go odrzuca. Angielska policja nie chce zatrzymywać artystów.

Wolność jest w nas 

Kaźmierczak dziwi się, gdy pytam, jak przez osiem lat żyje się w ukryciu. - W jakim ukryciu? Mamy konto w banku, samochód, mieszkanie. Jesteśmy zarejestrowani w szpitalach i przychodni lekarskiej. Mamy pracę, telefony komórkowe, płacimy podatki. To polska prokuratura i policja lubią mówić, że się ukrywamy - odpowiada.

Każdy wyjazd z Anglii to jednak ryzyko zatrzymania i wydania polskim władzom. - Jesteśmy więźniami Anglii, ale duchowo jesteśmy wolni - uśmiecha się Kaźmierczak.

Gorzej mają ich bliscy. Policja regularnie odwiedza ich rodziny. Pewnego dnia policjanci przez pomyłkę chcieli aresztować 80-letnią matkę Ewy Rybskiej, która nadal mieszka w Słupsku. Przychodzili też do byłego męża Rybskiej.

Kaźmierczak: - Przychodzą bez zapowiedzi, nękają telefonami. Wszystkich pytają o nasz adres w Anglii. Ale to nie o adres chodzi, tylko o zastraszanie. Adres znają.

Szczypińska donosi, ale nie doradza 

Władysław Kaźmierczak przekonuje, że to wszystko zemsta posłanki PiS za wydarzenia z początku lat 90. Przez trzy miesiące Szczypińska pracowała w słupskiej galerii. Kaźmierczak nie przedłużył jej umowy, bo - jak tłumaczy - zrobiła z galerii biuro Porozumienia Centrum, ówczesnej partii braci Kaczyńskich.

Szczypińska potwierdza nam, że doniosła na artystów do prokuratury, bo poprosili ją o to "pracownicy galerii". - Przynieśli dokumenty, mówili o nieprawidłowościach. Musiałam zareagować - przekonuje. Zaprzecza, by mściła się za utratę pracy na początku lat 90. - To bzdura. Dyrektor Kaźmierczak sam zabiegał wtedy o poparcie wojewody z PC. Nie było między nami konfliktu - zapewnia Szczypińska.

Kaźmierczak potwierdza, że do Słupska ściągnął go z Krakowa wojewoda Wiesław Rembieliński związany z PC.

Co posłanka sądzi o ściganiu za wątpliwości w sprawie delegacji?

- To, że od tylu lat nie można tych dwojga złapać, wynika z nieudolności polskiego wymiaru sprawiedliwości - odpowiada Szczypińska.

Procedury zostały uruchomione 

- Emigracja Władka to zdecydowanie strata dla polskiej kultury. To on stworzył jeden z pierwszych i ważniejszych festiwali sztuki Zamek Wyobraźni. Słupsk był z niego znany. Wypromował też wielu młodych artystów - wspomina dr Łukasz Guzek, historyk i krytyk sztuki z gdańskiej ASP, badacz sztuki współczesnej. Za rządów Kaźmierczaka galeria w Słupsku była nominowana do Paszportów "Polityki". A "Newsweek" uznał ją za jedną z dziesięciu najlepszych galerii sztuki w Polsce. 

Guzka nie dziwi, że Kaźmierczak i Rybska podczas wyjazdów służbowych wystawiali też własne performance'y: - Władek łączył rolę dyrektora galerii i artysty. Dlatego był szanowany. To wszystko wygląda na rozgrywkę w lokalnym środowisku, niekoniecznie mającą coś wspólnego z wielką polityką. Władek decyzję o emigracji podjął w emocjach, poczuł się skrzywdzony: tyle zrobił dla Słupska, a tak mu się odwdzięczają. Gdyby został, sprawa by się wyjaśniła i nikt by o niej nie pamiętał. Ale tak - procedury zostały uruchomione i teraz nie ma dobrego wyjścia.

List otwarty w sprawie artystów przygotowuje Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej. Jego członek dr Mikołaj Iwański, wykładowca w Akademii Sztuki wSzczecinie: - Sytuacja, w której znaleźli się Kaźmierczak i Rybska, nie mieści się w głowie. Kilka całkowicie błahych zarzutów niszczy życie zawodowe świetnym artystom. Iwański sam pochodzi ze Słupska, jako licealista w latach 90. chodził do galerii prowadzonej przez Kaźmierczaka i na jego festiwal Zamek Wyobraźni. - Nie znam miejsca, które dzisiaj byłoby prowadzone z podobnym rozmachem.

Zapytałem prokuraturę w Słupsku, czy jest szansa, by zamknąć sprawę artystów. Nie dostałem odpowiedzi. 


Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,87648,19007502,artysci-poszukiwani-przez-sluzby-od-osmiu-lat-po.html#ixzz3oLR7jhcw

Kłamcy będą płonąć w piekle

Marcin Król
 
10.10.2015 01:00
A A A Drukuj
Prof. Marcin Król

Prof. Marcin Król (fot. Adam Kozak/Newspix)

Jeżeli sądzimy, że "prawda nas wyzwoli", to kłamstwo nas zabije.

Porzućmy partie polityczne i beznadziejne spekulacje, kto wygra i jaki będzie rząd. Pomyślmy o obecnej sytuacji Polski w świecie, w domu i o zagrożeniach, z którymi musi poradzić sobie nowy rząd. Z tego - zostawiam już czytelnikom to zadanie - można wywnioskować, na kogo głosować.

Najważniejsze zadania to rozwiązać zbliżające się problemy i przetrwać kryzys polityczny (wojna), wiszący nad nami w całym zachodnim świecie kryzys gospodarczy oraz kryzys demokracji takiej, jaką znamy i jaka jest przedmiotem - słusznych skądinąd - ataków. Poza tym musimy przerwać spiralę kłamstwa (to już polska sprawa), która schodzi w dół i niszczy nie tylko politykę, ale także stosunki międzyludzkie na wszystkich poziomach, łącznie z towarzyskim. W równie dramatycznym momencie nie znajdowaliśmy się bardzo dawno.

Polityka w ruinie



Wojna - ani trochę nie histeryzuję - jest na wyciągnięcie ręki. Naturalnie, będą trwały rozmowy i ataki samolotowe na razie daleko od nas, ale to się może zmienić w każdej chwili, tym bardziej że świat nie bardzo wie, na czym skupić uwagę: na Ukrainie czy na Bliskim Wschodzie, co może spowodować, że nastąpi kompletne pomieszanie porządków. Wojna powoduje wszędzie migrację, z którą - jak już wiemy i dowiemy się jeszcze znacznie bardziej dotkliwie - nikt nie wie, jak sobie poradzić. Dotychczasowe, a tak w Polsce krytykowane, pomysły Unii Europejskiej to drobiazg w porównaniu z tym, co nas czeka. Wreszcie nie tylko odwykliśmy od wojny, ale także nie umiemy nawet myśleć w kategoriach wojny. Na Zachodzie robią to tylko Stany Zjednoczone, i to nie zawsze udatnie.

W naszym rozkosznym, cywilizowanym świecie idea wojny, zabijania wroga i śmierci na wojnie mają charakter czysto teoretyczny. To zapewne dobrze, ale okaże się, czy nie fatalnie. Bez względu na stopień napięcia i charakter toczącej się wojny polski nowy rząd będzie musiał niesłychanie roztropnie poruszać się w tej niewiarygodnie zawiłej sytuacji. Nie ma prostych rozwiązań, a rola Polski i jej dyplomacji będzie bardzo istotna. Nie schowamy głowy w piasek, bo piasku nie ma.

*** 

Ponadto tylko zidiociali optymiści mogą sądzić, że jesteśmy już po kryzysie gospodarczym i społecznym. Przecież nic nie jest stabilne. Nie tylko Grecja, ale też wiele innych państw, łącznie z Polską, gdyby ruszyła lawina. A jak doskonale wiemy, do tego wystarczy czasem jeden krok, jeden kamyk. Musimy czuwać nad gospodarką, chuchać i dmuchać, żeby się rozwijała, i zarazem dbać o rezerwy na ewentualne ciężkie czasy. A to oznacza, że nie pora na wielkie zmiany systemu społecznego, gospodarczego, emerytalnego i wielu innych dziedzin. Rozważne trzymanie się tego, co jest, i przygotowywanie zmian - to jest dowód rozsądku. Wiemy, że wiele trzeba zmienić, ale nie robi się remontu, kiedy zbliża się - być może - huragan.

Stawką w tych wyborach będzie zatem nie tylko umiejętność znalezienia się w sytuacji wojny, ale także rozsądne inwestowanie pieniędzy, tak by ich nie stracić i nie zabrać przyszłym pokoleniom. To, że Polska, także dzięki politykom, względnie dobrze przeszła przez niewielki w istocie kryzys lat 2008-11, nie znaczy, że równie łatwo uda się dać sobie radę z dużo większym kryzysem, który jest po prostu nie do uniknięcia. Podobnie jak odwykliśmy od wojny, odwykliśmy od nędzy, hiperinflacji i innych konsekwencji kryzysu. Żaden rząd z takiego kryzysu nie wyjdzie całkowicie obronną ręką, ale można minimalizować jego skutki, jeżeli się ma pieniądze w budżecie. Obietnice przedwyborcze niektórych partii są zatem nie tylko iluzoryczne, ale także niebezpieczne, bo partie te nie myślą w ogóle o ewentualności kryzysu. Ich politycy zachowują się jak ślepe i głuche dzieci we mgle i w nocy.

*** 

Wreszcie - zagrożona jest demokracja, i to podwójnie. Stawką w tych wyborach będzie jej utrzymanie i wzmocnienie, a nie osłabienie. Demokracja w całym świecie demokratycznym przeżywa poważny kryzys. Nie pora go analizować, robię to w innym miejscu ("Pora na demokrację", Znak, 2015). Wszystko się chwieje: idea wyborów powszechnych, idea reprezentacji, idea obywatelskiej siły i bezsilności, idea równości, idea sprawiedliwości oraz idea polityczności, bo politycy wszędzie w zachodnim świecie nie cieszą się ani szacunkiem, ani zaufaniem.

Dlatego pewną moją sympatię budzą nowe partie na polskiej scenie politycznej, jak Partia Razem czy ugrupowanie Ryszarda Petru, a fenomen Kukiza rozumiem, chociaż go nie popieram. Polacy są niewiarygodnie znudzeni całą dotychczasową polityką i nie ma to prawie żadnego związku z osiągnięciami czy sensownymi programami istniejących od dawna partii. Wszyscy jesteśmy znudzeni, a nuda w polityce jest niesłychanie niebezpieczna, z nudy w historii wynikały różne straszne rzeczy (jak I wojna światowa).

Ponieważ jednak nie przyjedzie do nas cyrk i nas nie rozbawi, musimy mimo nudy wybierać te ugrupowania, które nie chcą podważać demokracji ustrojowej. Trzeba będzie ją zmienić, ale z czasem zrobi to lud, a na pewno nie politycy. Drobiazgiem są idiotyczne spory o sześciolatki, wielka groźba wisi nad państwem, w którym jedno ugrupowanie chciałoby zmienić konstytucję.


Dlatego stawką jest na razie podtrzymanie istniejącej demokracji. I z tego punktu widzenia za nieodpowiedzialne uważam wystąpienia, które tego nie uwzględniają (także kilka dni temu w "Wyborczej" tekst Jarosława Kurskiego, który napisał wprawdzie o niebezpieczeństwach zmian konstytucyjnych, ale dał też PiS-owi wolną rękę: niech pokaże, co potrafi).

Nie wolno pozwolić na legalne zmiany w podstawie prawa, którą jest konstytucja, tym bardziej że nie jest najgorsza, chociaż wspiera nieudolną demokrację. Ale to jest - powtarzam - fenomen światowy. Stawką jest zatem istniejąca demokracja i gwarancja, że nikt nie będzie chciał jej zmieniać, a co najwyżej nastąpią drobne poprawki. Na zasadniczą rozmowę o demokracji przyjdzie pora w czasach spokojnych i bezpiecznych.

*** 

A teraz spróbujmy opisać zupełnie inną sprawę, która stanowi także o wysokiej stawce tych wyborów. Chodzi o kłamstwo. Nie mam na myśli naszego codziennego kłamstwa politycznego. Zapewne, chociaż nie ma się z czego cieszyć, kłamania, zatajania, upraszczania do granic rozsądku rozmaitych spraw nie da się uniknąć i kłamstwo w polityce w niewielkiej dawce - w tym rozumieniu - jest stare jak świat. Przywykliśmy do tego, jak przywykliśmy do przesadnych obietnic przedwyborczych i tego, że potem nie da się ich dotrzymać. To jest pewna norma, chociaż podła norma.

Jednak zupełnie czym innym jest kłamstwo polegające na zaprzeczaniu oczywistym i uznanym faktom. Na przykład na stole leżą trzy jabłka, widzimy je obaj ze znajomym. Wychodzimy z pokoju, a on mówi, że tam było pięć jabłek albo jedno.

Takie kłamstwo niszczy wszystko. Od przyjaźni, porozumienia, możliwości debaty, po tkankę społeczną i wreszcie po styl, treść i skutki rządzenia. Jeżeli kłamać można nawet wtedy, kiedy dotyczy to spraw, które są do policzenia, jak te jabłka na stole, to kłamać można zawsze i przy każdej okazji. Politycy, którzy tak kłamią - a już czytelnikom zostawiam ocenę, kto tak kłamie - są gorsi od internetowych nienawistników, czyli hejterów. O niebo gorsi, bo prywatny podlec, który mówi ohydne rzeczy, to pestka w porównaniu z publicznym kłamcą.

Nie mam nadziei na wyeliminowanie z polskiego życia publicznego wzajemnej nienawiści, chociaż nienawistnik jest także człowiekiem złym. Ale ten, kto "mówi fałszywe świadectwo", będzie płonął w piekle po wsze czasy. Jednak to nie zmieni tego, że obyczaj kłamstwa bezwzględnego się upowszechnia. Oto na zebraniu akademickim osoba, z którą coś ustaliłem, mówi potem, że nie ustaliłem. Amerykanie nazywają ten rodzaj sporu "he said, she said". Docieramy w ten sposób do granic ludzkiej przyzwoitości, a po ich przekroczeniu czyha na nas pustka aspołecznych zachowań. Człowiek człowiekowi staje się wilkiem. Wychodzimy, innymi słowy, jak pisał Tomasz Hobbes, ze stanu społecznego, który polega na dotrzymywaniu umów, do stanu wojny wszystkich ze wszystkimi.

Kolejnym krokiem jest zdeprecjonowanie kłamstwa politycznego. Przecież to już się stało. Ludzie publiczni mówiący sobie w telewizji "pan/pani kłamie" w ogóle się ani swoimi słowami, ani reakcją oskarżonego o kłamstwo nie przejmują. Ponieważ ja się przejmuję, to bym dał w mordę - ale czy można stale wszystkich bić po mordzie? Czy to jest nasze idealne społeczeństwo?

Za zdeprecjonowaniem idzie przywyknięcie, przyzwyczajenie do kłamstwa. I tak, że "wszyscy kłamią", uważa kolosalna część polskiego społeczeństwa i nie widzi w tym niczego zdrożnego. Więc kiedy wszyscy kłamią, to dlaczego ja mam nie kłamać? - coraz częściej myślą ludzie. Po tej równi pochyłej szybko zdążamy ku przepaści.

Stawką zatem w tych wyborach jest poważne zmniejszenie roli kłamstwa radykalnego i bezwzględnego w polityce. Jedno takie kłamstwo powinno w naszych oczach sprawiać, że dany kandydat polityczny przestaje dla nas istnieć, przestaje się liczyć. Kandydat czy partia polityczna.

Musimy więc roztropnie zagłosować. Albowiem, jeżeli sądzimy, że "prawda nas wyzwoli", to kłamstwo nas zabije.

Marcin Król
Ur. w 1944 r., filozof, historyk idei, działacz opozycji w PRL-u. W tym roku wydał książki 
"Byliśmy głupi" i - w ostatnich tygodniach - "Pora na demokrację".

źródło: http://wyborcza.pl/magazyn/1,148434,18999662,klamcy-beda-plonac-w-piekle.html

DROGA ADMINISTRACJO ! MY, GRCZE, PROSIMY - OGARNIJCIE SIĘ !

Szanowni Administratorzy !

Z przykrością muszę stwierdzić, iż ostatnie wydarzenia na naszym ( a może Waszym ? ) portalu, nie mogą przejść bez echa, tak jak nie mogą bez echa przejść działania niektórych adminów.

W sposób dla mnie całkowicie niezrozumiały osobnik występujący tu pod nickiem Zbanowany Smok,dostał uprawnienia do moderowania blogów i forum. Jak to możliwe, że daje się władzę osobie będącej egzemplifikacją aroganta z intelektualnym niedorozwojem  ?  Jak to możliwe, że Administracja tolerowała jego bezczelne, chamskie i prostackie zachowanie  ?  Jak to możliwe, że Adminka Geekoza, wkraczając w spór tego indywiduum z graczem Capone podjęła decyzję o zbanowaniu Capone, który stanął w obronie godności profesora Zembali, którego Zbanowany smok porównał do szamba ??? Czy Geekoza na pewno nadaje się do pełnienia takiej funkcji ???

Jak to możliwe, że toleruje sie blogi, w których personalnie atakowani są gracze (vide: blogi Kaisa) ??? Gdzie była adminka Geekoza ????

Jak to możliwe, że gracz Zbanowany Smok dalej posługuje się podrobionym nickiem, a ze strony Administracji nie następuje żadna reakcja ??? Jak to możliwe, że gdy zwróciłem na to grzecznie uwagę admince Murkaa , ta stwierdziła, że nie rozumie o co chodzi, a następnie usunęła moje posty ???

CO SIĘ Z WAMI DZIEJE ?????