Mausee

 
registro: 02/10/2018
Przyjaciół wcale nie poznaje się w biedzie. Przyjaciół poznaje się po tym, jak znoszą twoje szczęście.
Pontos141mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 59
Último jogo
Let's Fish

Let's Fish

Let's Fish
147 dias h

Nasz własny polski borderline

Wiecie, że kiedyś Polacy postrzegani byli jako naród tolerancyjny? (!) Tak właśnie! Z jakieś powodu to w Polsce, a nie gdzie indziej, w przeszłości osiedlali się, wypędzani z innych krajów europejskich, przedstawiciele mniejszości narodowych, bo to właśnie Polska była dla nich miejscem, w którym mogli liczyć na bezpieczeństwo i swobodę.
Kiedyś byliśmy w stanie żyć obok siebie, mając różne poglądy. Nie przeszkadzały nam tak bardzo różnice w wierze czy kulturze, jeśli tylko sąsiad był dobrym sąsiadem.
Przez Polskę przechodziły wojny, rozbiory, okupacja i o dziwo, mimo, że było trudniej, potrafiliśmy żyć w dużo większej zgodzie niż obecnie.
Obserwuję świat wokół siebie i widzę coraz więcej antagonizmów. I takiej zwykłej paskudnej zawiści. Dobrze obrazuje to dowcip o Niemcu, Francuzie i Polaku, którzy spotkali diabła. Diabeł obiecał spełnić po jednym życzeniu każdego z nich. Niemiec mówi: sąsiad ma taki piękny dom, chcę mieć taki sam. Francuz: sąsiad ma taką piękną kobietę, chcę mieć równie piękną. A Polak? Polak mówi: sąsiad ma taką dorodną, mleczną krowę... - I co - dopytuje się diabeł - chcesz mieć taką samą? A Polak na to: Nie, chcę, żeby mu zdechła....
Nienawidzimy sąsiada bo ma lepiej, nienawidzimy kujonów w szkole - bo nam samym uczyć się nie chce, nienawidzimy białych kołnierzyków - bo chociaż ich w ogóle nie znamy, to na pewno uważają się za lepszych. Tak samo nienawidzimy grubych, bo pewnie za dużo jedzą, chudych, też.. bo czemu nie? Nienawidzimy warszafki - no bo wiadomo, zło totalne, tłumaczyć chyba nie muszę. Nienawidzimy "tych bogatych chamów" (jak to kiedyś usłyszałam w radiu na żywo) - pewnie nakradli, bo nikt uczciwy nie jest w stanie się dorobić,  nienawidzimy tych z KODu i tych z PISu, katolików, muzułmanów, żydów, homoseksualistów, anarchistów, nacjonalistów. Długo można by wymieniać. 
Kiedy nie mamy wroga zewnętrznego, zaczynamy się gryźć jak szczury.
Nawet to, na co chcemy przeznaczać nasze własne pieniądze jest powodem nagonki. Caritas? Szlachetna Paczka? A może Wielka Orkiestra? A teraz na dodatek przepełniony nienawiścią psychopata zabija podczas światełka do nieba człowieka (i nie ważne kim był, dla mnie był przede wszystkim człowiekiem), znowu trzeba znaleźć dodatkowe powody do nienawiści? Nagonka na Owsiaka, który nie wytrzymuje i ustępuje. 
Zacierają już ręce - pozbyli się problemu? Tylko jaki tu był problem? Kto na tym straci? Solą w oku było to, że Owsiak na tym zarabiał - a dlaczego miał tego nie robić? To był jego pomysł i jego ciężka praca. Że żyje dobrze, a biedna emerytka oddaje na WOŚP swoje grosiki? A dlaczego nie, przecież to jej decyzja? 
A teraz Polacy w obliczu tragedii, która się wydarzyła, organizują się, żeby krzyczeć: STOP NIENAWIŚCI!
Może miałoby to trochę więcej sensu, gdyby na takich spotkaniach pojawili się ręka w rękę politycy z PiSu, KODu, PO i różnych innych ugrupowań. Żeby pokazać swoim głupim zwolennikom, że to nie jest walka na śmierć i życie. Tymczasem podział trwa dalej - już demonstrują osobno ludzie z PO, osobno prezydent... Czyli pokazują wzajemną niechęć. Smutne to.
A panująca plemienna nienawiść nadal sięga zenitu.


The Dumplings - Raj

"W bezruchu czas wolniej płynie mi
Czuję, że mniej znów jestem tu
W bezruchu czas wolniej płynie mi
Czuję, że mniej znów jestem tu"

https://www.youtube.com/watch?v=8S2qXNACGvg

I co dalej, po karpiku?

Święta to czas radości, rodzinnego ciepła, spokoju, miłości, bliskości... Taaak... Tak powinno być. Odnoszę natomiast wrażenie, że nie każdy z nas doświadcza w tym okresie takiej idylli.
Wczoraj, razem z mężem, poszliśmy na spacer do lasu. Szliśmy sobie głównym traktem, bo w bocznych odnogach okropne błoto się zrobiło. Pogoda była nieszczególna, a i tak nie byliśmy w lesie jedynymi spacerującymi. Nic w tym dziwnego, ale zastanowiła mnie jedna rzecz: większość osób, które spotykaliśmy, szła samotnie. Zwykle nie przyglądam się nachalnie ludziom, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać. I nie widziałam w nich tej wszechogarniającej świątecznej radości, raczej... samotność? może zmęczenie? 
Nie każdemu się przecież wszystko ułożyło, tak jak by chciał, nie każdy założył wymarzoną rodzinę, a niektórym ta rodzina może się właśnie rozpadła. Nie wątpię, że większość z tych osób spędziło Wigilię w gronie najbliższych i przez moment zapomniała o problemach. Ale co dalej, kiedy już wszystko ucichło, karp został zjedzony i zostało tylko zbyt dużo czasu na myślenie? Został telewizor, książki czy może smutna butelka wina? 
Nie dziwi mnie fakt, że okres świąteczny to wymarzony czas dla samobójców. Sama też podłapałam świątecznego doła - bo przy stole nie było już tych, którzy jeszcze jakiś czas temu szeroko się do mnie uśmiechali, bo przyjaciółka wyjechała na dwa tygodnie do Anglii i nie mam z nią żadnego kontaktu... bo.... znajdą się jeszcze pewnie jakieś "bo"...
I naszły mnie przemyślenia, że może nie tylko ja czuję się jakoś nieswojo, zwłaszcza podczas Świąt Bożego Narodzenia. Bo jak by się tak zastanowić, jest to czas, kiedy jesteśmy zupełnie odizolowani od przyjaciół, znajomych. Szanując ich prywatność, pozostawiamy ich samych, żeby mogli "radośnie przeżywać, ten cudowny czas, w czułych objęciach rodziny".
Przed świętami życzymy sobie wesołych świąt, z niektórymi wyściskamy się i wycałujemy, a potem... puf! znikamy dla siebie nawzajem na tyle dni. 
Kiedyś, kiedy byłam jeszcze nastolatką, w moim gronie znajomych, zwyczaje były inne - już pierwszego dnia świąt nie mogliśmy wytrzymać bez siebie i wymykaliśmy się od stołu pod pretekstem wspólnego oglądania szopek na starówce. Albo szliśmy na lodowisko, albo... sama już nie wiem co, ale był to czas spędzany z przyjaciółmi, którzy byli ze mną nie z powodu pokrewieństwa, ale z wyboru. Bo święta, to nie jest okres, w którym powinniśmy się od siebie nawzajem izolować.
Może to tylko takie marudzenie, ale może warto jednak wrócić do starych zwyczajów? 


Bożonarodzeniopisanie - Wesołych Świąt :)

zanim zasiądziesz przy stole
tym sianopodobrusionym
gdzie wnet zagrają swe role:
karp galaretą zdziwiony

i pieróg z grzybem kapustnym
lub olej co pośród śledzi,
gdzie talerz tak bardzo pusty
na skraju obrusa siedzi.

zanim spłuczesz kompotem
smaki uszek i ciasta
i nim zajęczysz potem
"po co tyle, ah, żarcia"

daj nam chwilę - nam samym
wydłuż jedno spojrzenie
przełam ze mną myślami
pozwól na serca drżenie

pod choinkę mi spakuj
bezwstyd tych kilku sekund
gdy staliśmy milczący
śród bezpadania śniegu

owiń w papier ciemności
co już nad miastem krąży
potem wróć do swych gości
by na opłatek zdążyć

ja zaczekam na gwiazdkę
pierwszą albo i drugą
a z twym prezentem mogę 
czekać już bardzo długo...


Grochóweczka... palce lizać!

Lubicie grochówkę? Ja uwielbiam, najlepiej taką wojskową, którą sprzedają przy drodze albo na różnych festynach. Tak mi się jakoś zatęskniło za czymś dobrym ostatnio, a ponieważ nie pamiętam kiedy ją jadłam, postanowiłam, że sama ugotuję. Od myśli do czynu, zaraz po pracy skoczyłam do sklepu, kupiłam wszystkie produkty i do dzieła! Przyrządziłam wywar,  posiekałam i pocięłam, pościerałam co trzeba, cebulka podsmażona i… siup do gara, niech się gotuje! A żeby grochówka była perfekcyjna, wiadomo, musi sobie trochę popyrkotać, żeby groch się rozpadł. Nudno tak stać i patrzeć jak zupka się gotuje… i te zpaaachy! Już doczekać się nie mogłam, ale myślę sobie: dla zabicia czasu na chwilę do komputera usiądę. Połowiłam sobie rybki, bo rano czasu nie było, a pracować trzeba, bo zaległości się robią, później jeszcze szybka partyjka pokera, w międzyczasie facebook zaplumkał – „Tak, kup bułki i masło” – odpisałam, „I jeszcze wodę gazowaną, bo się kończy”. 
Już miałam wstać, kiedy wpadł mi w oko filmik z radosną mordką kolegi. 
-  Ależ mu dobrze! – pomyślałam – na Cyprze teraz 20 stopni! Stópki w morzu moczy, aaach! – I jeszcze się śmieje drań, że nam tyłki marzną – no wredota jedna! Nie mogę się doczekać kiedy wróci, bo jakoś tak cicho bez niego w biurze. 
Ooo… i dzidziuś się nowy urodził, słodki brzydal. 
Jeszcze tylko zerkniemy co na forum lokalnym… wypadki, wypadki… imprezy w mieście, ale to już wszystko wiem... I jeszcze…. Hmmm…. Co tak śmierdzi? 
O zgrozo! Smród jaki się unosił, był niemiłosierny. A z grochóweczki został na dnie garnka smutny węgielek…
„To jeszcze przez chińczyka przejedź” – dopisałam – „Dla mnie może być makaron z wołowiną”